Nadeszła jesień i nim się obejrzałam, dostałam w prezencie wielką torbę podgrzybków. Co z nimi robić? Ja zrobiłam tak:
- większe grzyby pokroiłam w plastry
- mniejsze w grubą kostkę (wszystko bez nóżek, bo były dość twarde)
Pokrojone w plastry grzyby ułożyłam na kratce i wstawiłam do nagrzanego do 50 stopni piekarnika, przymykając tylko drzwi (wystarczy wsadzić w nie drewnianą łyżkę). Pozwoliłam im się przysuszyć, reszta suszenia odbyła się metodą naturalną ;) Na koniec wsadziłam je do słoika, który bardzo dekoracyjnie przykryłam kwadracikiem z papieru do pieczenia i umocowałam gumką recepturką.
Mniejsze grzyby wrzucałam partiami do osolonej wody (za każdym razem świeżej) i gotowałam parę minut, aż robiły się ciemniejsze i glutowate. Wtedy odcedzałam.
Potem pokroiłam w drobną kostkę chyba z 4-5 sporych cebul (dużo tego było), podsmażyłam na patelni, aż się zeszkliły, po czym dodałam grzyby i smażyłam jakiś czas, aż wyparowała z nich większość skumulowanej przy niedokładnym odcedzaniu wody ;)
Pozwoliłam im wystygnąć, wsadziłam do pudełek - i do zamrażarki. Teraz czekają, aż nabierzemy ochoty na zapiekanki albo coś równie pysznego :)
środa, 22 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz